Mnieee że do Gdańska pojechałam bez jakichkolwiek dokumentów. Ale grandy nie było a nawet meldunek mi na buzię przyjęli w akademiku
)))) Co za ciemna masa ze mnie była o 4.30 wyjechałam z dworca na miasto tramwajem. Cisza pustki i jakoś tak spokojnie. Całą drogę w przedziale dziadziuś opowiadał jak bimber pędzili w czasie II wojny światowej. Podróż była super wesoła jak nigdy. Potem było już normalnie i nikt się o nic nie czepiał. Dokumenty przyszły pocztą. Teraz bym pewnie nerwami się przejechała ale wtedy hi hi było ok