> Dlaczego młodzi zamiast uczyć się nawet zawodu jakiegoś które da im pracę musowo nawet na przyzłowiowy paluszek chcą mieć rentę? Tego to ja już naprawdę nie rozumiem. Z ludźmi ON jak się stykam to tylko pytają jak zdobyć rentę ewentualnie co i ile z grupy zyskam.
Ludzie są różni - młodzi ludzie też. Wypraszam sobie stereotypy, w imieniu młodszych kolegów!
A że niektórych do renty ciągnie - to jeden z nielicznych sposobów na w miarę bezpieczne pieniądze. Nie ma już chyba zawodów, które "dają pracę" poza zawodami, do których większość ON się pewnie nie nadaje, a większość młodzieży nie aspiruje (fizycznymi - wbrew pozorom brakuje nam wykwalifikowanych fachowców od "zwykłej" pracy fizycznej).
Poza tym, z tymi "paluszkami" to też różnie bywa. Ja, na przykład, z pewnej perspektywy też całkiem sprawna jestem (skoro "pracuję"
).
Praca jest wielką wartością, ale bywa też wielkim ryzykiem (po utracie świadczenia z powodu podjęcia pracy wcale się przecież nie zdrowieje, jeśli się było poważnie niepełnosprawnym, a nigdzie nie ma napisane, że się będzie pracę miało zawsze). Młodsi (wiekiem lub stażem) niepełnosprawni mogą też nie doceniać wartości pracy, jako czegoś, co - w dzisiejszych czasach - bardzo pomaga nie zdziczeć w domu i jest właściwie częścią tożsamości... Albo tego w jakim stopniu renta jako stale pobierane świadczenie uwiązuje ich na poziomie minimum. Wreszcie, nie w każdej pracy każdy potrafi znaleźć wartość - bywa i tak, że człowiek pracuje naprawdę tylko po to, żeby mieć czym zapłacić rachunki i żadnego "powołania" do swojej roboty nie ma. Wtedy kilkaset złotych "za bycie chorym" wydaje się dobrym wyborem.
Ja też się kiedyś spotkałam z komentarzem, że "dobrze mam, bo mam wymówkę, żeby nie pracować" - jak to usłyszałam, to mnie trochę zatkało, bo mój rozmówca, chyba nie zdawał sobie sprawy, że "wymówka" od pracy jest jedną z ostatnich rzeczy, jakie mi się marzą.