> Jak to się mówi "ziarnko do ziarnka".
Ale to jest prawda i o urzędnikach i o nas, "zwykłych" ludziach.
Pamiętam na forum pojedyncze posty kogoś, kto stwierdzał, że nie starcza mu na życie tak bardzo, że do wyboru na śniadanie albo rachunki i leki. Nie wiem jak Ty, ale ja w porównaniu jestem krezusem. Dzisiaj właśnie (w zamian za wczoraj - od początku tygodnia nie wystawiam nosa z roboty) nabyłam pączka. Po cenie mniej więcej równiej temu, co dostałabym z tych 700 milionów ZUS. Oficjalnie nie kwalifikuję się do "najbardziej potrzebujących", skoro mnie na to stać (i tylko trochę żartuję).
Nie jestem jedną osobą, która głupio wydaje pieniądze na produkty luksusowo niezdrowe:
W 2013 roku Polacy kupili napoje alkoholowe o wartości detalicznej ponad 41,1 mld zł (
źródło)
Według szacunków IERiGŻ w 2013 r. bilansowa konsumpcja papierosów wyniosła 1590 sztuk na mieszkańca (
źródło)
Takie proste przykłady.
> to nie jest chyba w porządku, że urzędnicy dostają podwyżki skoro nie ma ich na renty czy emerytury.
Zależy którzy. Jeżeli podwyżka czy premia idzie na coroczny wyjazd na Hawaje, to źle. Ale jak idzie na na kredyt mieszkaniowy dla urzędniczki ZUS która ma, powiedzmy, 30 lat i dzieciaki do odchowania, to nie powiedziałabym że to źle (a nie wiem, co w tym artykule wliczono, co nie). Właśnie dlatego, że nie można nierówno wymagać - nie może być tak, że tylko z racji wykonywanego zawodu urzędnicy państwowi, nauczyciele, pielęgniarki czy inne zawody "służebne" mają nie mieć, jak reszta narodu wypala, wypija w procentach i pałaszuje za miliardy złotych. Jak solidarność z biednymi, to solidarność. A jeśli nie ma aż takiej solidarności (bo się pójdzie do knajpy, do kina, kupi piwo, czekoladę, fajki), to nie można jej wymagać tylko od jakiejś grupy.
Ale okej - załóżmy, że to są tylko takie premie, co wyjadą na Hawaje i wille z basenami. To wygląda źle, nie pochwalam. Tylko nie wiem, jaki jest konkretny pomysł, żeby ten problem rozwiązać. Co, oprócz cudu lub idealizmu, powoduje że człowiek, który celowo pnie się po szczeblach kariery czy urzędniczej lub politycznej, miałby potem nie chcieć się "nachapać", jak już się na ten szczyt dopchał?