> ciekawi mnie postać tego doktora, który swój autorytet położył na szalę i, jak na razie, od wielu Instytucji zbiera mocne cięgi. Czy niektórym aż tak bardzo depcze po odciskach?
Z szacunku dla Ciebie spędziłam na analizowaniu tego artykułu dwa wolne popołudnia. Konkluzje zostawiam poniżej w ramach „materiału do przemyśleń”. Jest tego dużo, więc dla osób czytających pobieżnie najistotniejsze (moim zdaniem) fragmenty wytłuściłam.
1. W kwestii tego, czy w Polsce rzeczywiście żaden podręcznik od epidemiologii nie zawiera statystyk nie mogę się wypowiedzieć, bo nie mam bezpłatnego dostępu do takich podręczników. Na słowo autorowi jednak nie uwierzę (o tym dlaczego, na samym dole). Natomiast co do np. korelacji spadku zachorowań z wprowadzeniem sanitariatów – „korelacja” to tylko jednoczesne występowanie dwóch zjawisk. Naukowo liczy się związek przyczynowo-skutkowy. Więcej o tym w pkt. 8.
2. Co do tezy, że zakażenia w epidemii muszą być do prześledzenia jako ciąg, to nawet ja wiem, że kontakt z patogenem nie zawsze oznacza zakażenie objawowe, a zatem może być tak, że drogi zakażenia nie da się prześledzić, bo część nosicieli była bezobjawowa.
W polio około 90-95% przypadków przebiega bezobjawowo (źródło – użył go nawet sam autor).
3. W tym miejscu można oponować, że skoro większość zakażeń jest bezobjawowa i nie kończy się poważnymi zachorowaniami, to po co szczepionki.
Według zwolenników szczepionek większość zachorowań jest niegroźna, ale powikłania w świecie bez szczepień są sumarycznie gorsze, niż powikłania wynikające z procesu szczepień.4. I tym sposobem dochodzę do problemu statystyk. Dr Jaśkowski nie podaje w tym artykule, skąd ma część statystyk. Pierwszy przykład: „Hamburg 1911-1912, zaszczepiono 100 000 ludzi. Co trzecie zaszczepione dziecko zmarło.” No i guzik – przejrzałam wszystkie linki podane na dole artykułu i nie znalazłam informacji o programie szczepień w Hamburgu w 1911 roku. Mam też podejrzenie, że autor w tym momencie w ogóle nie mówi o polio, bo nie widzę informacji, jakoby w 1911 roku jakakolwiek szczepionka na polio istniała... Przypominam, że autor kilka akapitów wyżej wyżywa się na podręcznikach medycznych, że są nierzetelne, więc oczekiwałabym od niego większej dbałości o tę rzetelność w jego własnym tekście.
5. Dalej dr Jaśkowski pisze o badaniach Klennera, który twierdził, że wyleczył różne choroby (w tym polio) wielkimi dawkami witaminy C – implicite ma to być bezpieczna i skuteczna forma leczenia, jeśli u kogoś nieszczepionego wystąpią powikłania polio. Auto zadaje pytanie: „Dlaczego ta metoda nie znalazła się w podręcznikach polskojęzycznych?” Jedna z możliwych odpowiedzi: badań Klennera nie powtórzono, a więc nie dowiedziono ich skuteczności. Nie znalazłam informacji o jakimkolwiek powtórnym udokumentowanym leczeniu tą metodą (i to mimo, że w USA Klenner założył cały ruch w medycynie alternatywnej). Jest to o ile istotne, że deklaracja samego wynalazcy metody generalnie nie jest wystarczająca żeby metoda zyskała uznanie (a więc np. trafiła do podręczników). Jej skuteczność powinna być wielokrotnie potwierdzona eksperymentalnie przez osoby niezwiązane z wynalazcą. Od tego są tzw. badania kliniczne. To upierdliwy proces weryfikacji, ale istnieje dlatego, że jeśli koncern farmaceutyczny może kłamać, to tak samo może kłamać wynalazca jakiejś metody, a nawet nie kłamiąc może błędnie opisać sytuację. Z tego właśnie względu powtarzalność metody jest wymagana.
6. W kwestii statystyk polio w USA w latach pięćdziesiątych książka, którą cytuje autor, jest dosyć niedostępna, więc musiałam je wziąć skądinąd -
https://www.historyofvaccines.org/content/us-polio-cases-1952-1962I teraz kilka pytań:
Po pierwsze zwracam uwagę na dziesiątki tysięcy zachorowań w 1952 roku w USA – po wojnie, a przed programem szczepień. Dr Jaśkowski sugeruje, że zachorowania na polio np. w latach czterdziestych czy trzydziestych były ogólnie niskie (implicite: szczepionka nie była potrzebna i jest tylko interesem farmaceutycznym), ale w takim razie skąd się wzięło te ponad 50 000 zachorowań? I nie wystarczy mi ogólna deklaracja, że ze spisku.
Po drugie, w roku 1959 mamy wzrost względem lat poprzednich, ale długoterminowy trend jest spadkowy. W tym miejscu dr Jaśkowski robi rzecz dziwaczną: robi zarzut z faktu, że szczepionka nie była tak skuteczna, jak początkowo przewidywano (tj. że liczba przypadków spadała wolniej, niż założono). Ale cokolwiek dziwnie brzmi argumentacja, że jednocześnie dziesiątki tysięcy zachorowań w 1952 r. nie wymagały interwencji farmaceutycznej (nie należało opracowywać szczepień), zaś 4000–8500 zachorowań w latach koło wprowadzenia szczepień to katastrofa.
7. Ponadto w ramach tezy, że szczepionki są gorsze niż nieszczepienie dr Jaśkowski pisze też o przypadkach, w których nastąpiły powikłania poszczepienne w związku ze szczepionką firmy „Cutter”. Z tego co mi wiadomo, ten problem dotyczył szczepionek tej firmy, bo nie zastosowali prawidłowych procedur produkcji. Po wykryciu tego faktu zaczęto sprawdzać w USA wszystkie dopuszczane na rynek partie szczepionek. („Cutter and Wyeth incidents”). Dr Jaśkowski tego nie precyzuje, dając wrażenie, że to niebezpieczeństwo dotyczyło szczepionki polio w ogóle. Dlaczego?
8. W kwestiach dotyczących Polski powojennej doktor koncentruje się na tym, że w latach 1958 i 1968 były nagłe wzrosty zachorowań. Ale są dwa problemy. Po pierwsze: dlaczego liczba zachorowań wzrasta tylko krótkotrwale? Jeśli szczepionki są nieskuteczne i lepiej jest nie szczepić, liczba zachorowań po wprowadzeniu szczepień powinna stale rosnąć przed dłuższy czas (bo stopniowo szczepi się kolejne grupy w społeczeństwie, zwiększając procent zaszczepionych).
Tymczasem według statystyk używanych przez samego dr Jaśkowskiego pomiędzy rokiem 1950 a 1957 wystąpiły 15.084 zachorowania, a po wprowadzeniu szczepionek 8.317 zachorowań (1958-1974). Czyli po wprowadzeniu szczepień w dwukrotnie dłuższym okresie mamy dwa razy mniej zachorowań łącznie z tymi, które powodują szczepionki, i to mimo przyrostu ludności.
Oczywiście tu zwolennicy spiskowej teorii medycyny mogą powiedzieć, że statystyki zmanipulowano. Ale na to trzeba mieć konkretny dowód, odnoszący się do Polski. Nie można tego tak po prostu zadeklarować w ciemno. O ile dobrze czytam, dr Jaśkowski takiego dowodu nie podaje.
Inną opcją jest argument, że spadek zachorowań należy przypisać nie szczepionkom, a np. wzrostowi higieny – takie coś doktor implikuje na samym początku artykułu, kiedy oskarża podręczniki epidemiologii o to, że nie korelują szczepień ze wzrostem poziomu higieny. Problem polega jednak na tym, że nie da się udowodnić, że to sama higiena pomogła (a nie szczepienia). Jednym sposobem, żeby to udowodnić, byłoby teraz celowo podać wirusa dwóm grupom dzieci, jednym szczepionym a drugim nie, i zobaczyć w kontrolowanych warunkach, czy sama dobra higiena wystarczy. Środowisko „medycyny konwencjonalnej” uznałoby takie badania za nieetyczne, a środowisko „medycyny niekonwencjonalnej” nie jest takimi eksperymentalnymi potwierdzeniami zainteresowane (zwłaszcza, że rutynowo powołuje się na spiski przemysłu farmaceutycznego, może więc zawsze stwierdzić, że badań nie warto robić, bo nie przejdą do publikacji).
Co do tego, że spadek zachorowalności ma związek ze szczepionkami, mamy próby kliniczne szczepionek przed ich wprowadzeniem na rynek w USA. W ramach takich prób dzieli sie populację (tu dzieci) na dwie grupy, jednej podaje szczepionkę a drugiej nie i patrzy co się dzieje. Można sobie o tym poczytać
tutaj (klik), w części „Jonas Salk” – a potem przejść do źródeł podanych w przypisach.
Oczywiście zwolennicy spiskowej teorii medycyny użyją wtedy argumentu, którego dr Jaśkowski użył na samym początku ogólnie – że źródła z wynikami takich badań są niewiarygodne, bo mają powiązania z koncernami farmaceutycznymi. A zatem:
zwolennicy szczepień mogą wskazywać na badania kliniczne jako na dowód skuteczności szczepionek, ale przeciwnicy szczepień takie statystyki dyskredytują, jako zafałszowane, przy czym sami dowodów klinicznych na swoje tezy (np. na skuteczność metody Klennera) nie prokurują (i właściwie nie wiadomo, czy im na tym w ogóle zależy).10. Autor stwierdza później: „A generalnie, już od 11 sierpnia 2014 roku nie zanotowano [...] żadnego zachorowania dzikim wirusem polio.” – zarówno w roku 2014, 2015, jak i latach następnych były takie przypadki (
źródło). Nie było ich dużo i są ograniczone do kilku krajów, ale są. Innymi słowy: wycofanie się ze szczepień oznaczałoby, że wirus miałby skąd wrócić do nas.
W tym miejscu dodam, że Jaśkowski jednocześnie promuje ideę, że skoro w Polsce nie ma zachorowań, to szczepić nie należy... a potem sam zwraca uwagę, że patogen może być przyniesiony do kraju przez cudzoziemca. Jeśli istnieje zewnętrzne zagrożenie chorobą, to szczepi się nadal dlatego, że istnieje nadal zewnętrzne zagrożenie.
11. Suma summarum teoria autora jest w skrócie taka: mało kto choruje na polio bez szczepień, a jeśli nawet zachoruje i będzie mieć ciężkie komplikacje, to po prostu podajmy mu mnóstwo witaminy C wg metody Klennera (mimo, że ta metoda nie jest potwierdzona). Gdyby autor nie popełniał masowo przeinaczeń, podawał dokładnie źródła, itd., mogłabym to nawet szanować jako czyjeś osobiste zdanie i ryzyko. Ale niestety ten tekst to mieszanka danych prawdziwych, wątpliwych, nieaktualnych i jawnie błędnych. Oprócz kwestii czysto statystycznych dotyczy to np. twierdzeń o aluminium w szczepionkach polio.
W Polsce „na NFZ” stosuje się w tej chwili szczepionki Imovax Polio – bez aluminium (źródło). Płatnie dostępne są różne szczepionki kombinowane, których zawartość aluminium w 2015 roku (gdy publikowano tekst, który zalinkowałaś) można sprawdzić
tutaj (klik). Pediarix ani Pentacel nie znajdują się na tej liście. Są – owszem – „dostępne na rynku” światowym, ale nie w Polsce. Czemu więc służy użycie ich jako przykładu w tekście o szczepieniach dla polskich czytelników?
Poza tym podany przez doktora Jaśkowskiego limit przyjmowania aluminium „około 10-15 mcg, w zależności od wagi” to dawka dopuszczalna dożylnie, tymczasem szczepień polio nie podaje się dożylnie:
http://mamapediatra.pl/2015/10/13/dodatki-szczepionkowe-aluminium-glin/ Autor nie uzasadnia podania kryterium dożylnego.
12.
Żeby było jasne: nie mam problemu z przyjęciem twierdzenia, że szczepionki mają skutki uboczne ani z twierdzeniem, że źle opracowane szczepionki mogą być niebezpieczne. W związku z tym też nie atakuję ludzi, którzy po dokładnym wyedukowaniu się z jakichś szczepionek rezygnują.
Ba – nie mam nawet problemu z twierdzeniem, że farmakologii należy się ograniczone zaufanie, bo to wielomiliardowy przemysł. Mój problem z tym tekstem polega na tym, że jest skrajnie tendencyjny: niepotwierdzona terapia chorób zakaźnych witaminą C jest skuteczna i bezpieczna (bo jej wynalazca wygłosił referat), zaś inni lekarze to nieuki (bo w ich podręcznikach nie ma ponoć statystyk epidemiologicznych... które jednocześnie uznajemy za zmanipulowane, a więc nieprzydatne). Tytuły naukowe są motywowane politycznie, ale dr Jaśkowski się swoim podpisze (i dodaje mu on autorytetu), itd.
Zarzucanie innym masowo nieuctwa, niekompetencji, fałszowania statystyk itd. bez konkretnych, precyzyjnych dowodów (w tym deklaracja, że: "Zdecydowana większość witryn internetowych posiada swoich właścicieli, związanych w taki, lub inny sposób z przemysłem, lub służbami.”)
to absurdalna metoda argumentacji. Bo przy jej pomocy można zawsze uzasadnić wszystko. Statystyki popierają moją tezę? To znaczy, że są prawdziwe. Nie popierają? To są sfałszowane (ale nie muszę na to mieć dowodów). Ktoś się ze mną nie zgadza? Niewyedukowany ignorant. Zgadza się ze mną? Uciśniony walczący o prawdę.Jeśli zwolennikom medycyny alternatywnej naprawdę zależy na dobru pacjentów, to powinni nie tyle atakować „przemysł”, co robić wszystko, żeby ich własne badania i dokumentacja były bez zarzutu, czyli żeby przekonywać np. innych lekarzy poziomem merytorycznym prac (i tym samym żeby ich medycyna stała się standardem). Dr. Jaśkowski zamiast tego wyżywa się na stronie przeciwnej.I to jest - swoją drogą - także powód, dla którego z ostrymi anty-szczepionkowcami ciężko się rozmawia. Bo nie da się "szczegółowo odpowiedzieć antyszczepionkowcom na wszystkie zarzuty!", jak postulujesz, jeśli druga strona ma w zanadrzu argument, że wszystkie niekorzystne dla niej dane są skutkiem spisku i fałszerstwem. Żeby ludzie mogli się dogadać, muszą oboje mieć akceptowalny dla siebie nawzajem proces dowodowy. Tymczasem najostrzejsi przeciwnicy szczepionek są także bardzo często zwolennikami spiskowej teorii dziejów w medycynie, jak autor tekstu, który zalinkowałaś.PS. Są rzeczy, do których się w tej analizie nie odniosłam. Czasem z braku źródeł (nie wiem, skąd autor wziął twierdzenie i nie mam jak go sprawdzić), czasem ze względu na to, że ten problem już omówiłam w innym punkcie, a częściowo z braku czasu. Jeśli jakiś konkretny element Cię interesuje a go tu nie ma, daj znać.