A ja tydzien temu popelnilam kulinarna gafe.Mama gotowala rosol,a bylo to w niedziele.Idac rano do Kosciola zostawila mi kartke,zebym rosol wylaczyla o danej godzinie.Zrobilam to.Mama po drodze odwiedzila kolezanke,a w tym czasie przyjechal brat mamy z zona.Oczywiscie gosciom podalam rosol.Zjedli.Za chwile przychodzi mama,zauwazyla,ze poczestowalam gosci rosolem i pyta,czy go doprawilam.Zastyglam.Rosol byl bez pieprzu,z odrobina tylko soli.Ciocia zadowolona,bo zaczela stosowac w domu diete malosolna i jej to pasowalo,wujek natomiast chyba zacisnal zeby i zjadl,nie proszac o przyprawy.Do tej pory mi wstyd.To jednak prawda,ze gdzie kucharek szesc tam nie ma co jesc.Najlepiej robic samemu od poczatku do konca.Jak razem z mama innego dnia gotowalysmy ziemniaki,to zadna z nas nie posolila,bo kazda myslala,ze druga to zrobila.