- Basia ma rację: prawdopodobnie wśród osób tu obecnych każdy ma zupełnie inny poziom i tempo nauki. To już jest problem. Szczególnie, że języka – wedle mojego doświadczenia – nie da się tłumaczyć na maleńkich, niezależnych kawałeczkach. Mogę tak np. wytłumaczyć jakiś prosty problem komputerowy: udać że B nie łączy się z C i opowiedzieć tylko o tym B. Nie jest to najbardziej skuteczna metoda, ale jest realna. Natomiast przy nauce języków tak się nie da (moim zdaniem).
- Druga sprawa: nawet gdyby wszyscy chętni byli na tym samym poziomie i można było uczyć jak po sznurku, to profesjonalnie przygotowana „lekcja” angielskiego wymaga moim zdaniem od nauczyciela co najmniej 2 razy więcej zaangażowania niż od ucznia (a im ma być krótsza, tym wyższy jest ten przelicznik!). Bo jakiś problem teoretyczny można wyjaśnić w kilku zdaniach – jeżeli ja już wiem jak to działa i umiem posłużyć się jasno sformułowanym wyjaśnieniem, to mogę je po prostu napisać i mam z głowy. Z nauką języków nie ma tak prosto, bo zadaniem nauczyciela jest – moim zdaniem – nie tyle cokolwiek wyjaśniać, co stwarzać środowisko do nauki. A to już mrówcza, ciężka praca. Na której systematyczne prowadzenie trzeba mieć bardzo dużo czasu.
- Trzecia sprawa: skoro trzeba przygotować środowisko, to trzeba mieć do tego cegiełki. A tu znów jest problem, bo cudzych artykułów, słuchowisk, ćwiczeń nie wypada tak po prostu bez pytania wziąć i pociąć na kawałki do publicznego nauczania. Wypada korzystać z materiałów do tego przygotowanych, mając stosowne pozwolenie. A jak się takich materiałów nie ma, to trzeba je stworzyć. To trochę tak, jakby trzeba było wyhodować osobiście kapustę, żeby kogoś uczyć gotowania.
Ludzie częściej zajmujący się nauczaniem po jakimś czasie mają trochę takiej kapusty – ja na co dzień nie uczę, więc jej nie zbieram. Musiałabym ją zatem na potrzeby forumowiczów wyhodować. I właściwie tylko dla Was, bo obecnie nie zajmuję się zawodowo nauczaniem języka (i nie mam takiego zamiaru).
Z tych wszystkich powodów nie widzę wielkich szans, żeby na forum udał się masowy „kurs” języka obcego (tym bardziej z moim udziałem). Mogłoby się udać coś innego: jest możliwe, żeby taki wątek służył Wam nawzajem (z moją ewentualną pomocą) do
wspierania się w nauce. Np. wzajemnego wyjaśniania pojedynczych problemów, na które napotkaliście przerabiając sobie jakiś kurs czy podręcznik albo np. oglądając film. Coś takiego ewentualnie miałoby sens, ale wyłącznie kiedy się przyjmie założenie, że to jest nieformalne uzupełnienie podejmowanej już jakoś nauki, a nie jej zastępstwo. Tak jak "Kuchnia" nie jest zastępstwem dla prawdziwego kursu gotowania, a "Poradnik" dla wszstkich innych źródeł wiedzy na świecie.
No i jakkolwiek oczywiście gdyby powstał taki wątek, nie miałabym nic przeciwko udzielaniu się w nim (a nawet temu, żeby jakieś pytania kierowane były konkretnie do mnie, chociaż ja jestem bardziej badaczem literatury i tłumaczem niż nauczycielem), to ja bym bardzo nie chciała, żeby to był „mój wątek”. Z wielu powodów. Tak jak nie mam i nie chcę mieć tutaj monopolu na żaden inny rodzaj wiedzy, bo monopol generalnie jest niezdrowy.
Protestuję też przeciwko temu, żeby to był uniwersytet wyłącznie trzeciego wieku. Bo to by była dyskryminacja ze względu na wiek.
Podsumowując: sam pomysł na wątek jest okej (bo czemu nie, skoro jest "Kuchnia" na przykład?), ale zastosowanie takiego wątku jest z konieczności mocno ograniczone i nie ma co mieć nadziei na "uniwersytet trzeciego wieku", co najwyżej na niezobowiązujący "kącik".
Uff, ale epistoła. Ale ktoś tu jest sam sobie winien, że zadaje takie pytania na które ja mogę odpowiadać przez kilka godzin.
Przepraszam, że/jeżeli przynudzam.