> Co masz na myśli?
Dwie różne rzeczy.
Pierwszą zademonstruję Ci na przykładzie (może nieudolnym). Tej konkretnie sprawy do której linkujesz. I to z pominięciem tego, czy dziewczynka została uderzona, czy nie (bo ja szczerze mówiąc z nagrania takiej jakości nie podejmuję się oceniać, poza tym od tego jest prokuratura). W tej sprawie, oprócz nośnego medialnie i wywołującego burzę tytułu o zakonnicach, można było zadać kilka niewygodnych, ale sensownych pytań. Jak chociażby:
- Dlaczego konkretnie dziewczynką nie opiekują się rodzice? Sami mówią, że nie zabiorą jej z ośrodka, ale czemu - nie dadzą we dwójkę rady pielęgnować, czy dziewczynka zachowuje się w sposób którego nie są w stanie opanować?
- Jeżeli dziewczyną nie mogą się opiekować rodzice, to czy jest to w stanie robić DPS (jakikolwiek), bo chodzi tylko o trudność w dwuosobowej pielęgnacji czy powinna to robić bardziej wyspecjalizowana placówka medyczna (bo chodzi o głębokość upośledzenia)? Jaki jest w ogóle stan naszych DPSów (także tych prowadzonych przez kogoś innego, niż zakonnice).
- Reportaż wspomina o opiece psychiatrycznej. Tu też można by zadać pytanie:jeżeli dziewczyna jest pod opieką psychiatry i zachowuje się tak, jak opisały to zakonnice, to jakie środki ma do dyspozycji psychiatra? Na jakim poziomie, w porównaniu do dostępnej wiedzy medycznej, jest nasza psychiatra i czy można coś (w miarę szybko i łatwo) zmienić in plus, nie tylko dla tej dziewczyny?
- Wreszcie, co to znaczy godne życie w przypadku osób z upośledzeniem podobnym do tej dziewczyny (nie tylko w sensie jednostki chorobowej ale też jej nasilenia). I czy można było dość prosto wyrehabilitować dziewczynę tak, żeby dziś nie znajdowała się w takim stanie, czy nie? Ile nas by to kosztowało, a ile byśmy zyskali?
ŻADEN z tych tematów nie wylądował tak naprawdę w reportażu. A aż się prosi. Mamy tylko dyskusję o tym, czy dziewczyna została uderzona, czy nie. Przypomina mi się p. Janusz Świtaj, który został nagłośniony przez media, bo chciał eutanazji. Znajomi zrzucili mu się na sprzęt, zatrudniła go Anna Dymna, facet wydał książkę. Eutanazji już nie chce (z czego oczywiście bardzo się cieszę) ale aż się prosiło o dyskusję o tym jak u nas jest z opieką nad osobami najbardziej niesamodzielnymi i co można, w miarę szybko i realistycznie, poprawić (bo wiadomo, że gdybyśmy mieli złote góry i darmowe zastępy pielęgniarek-aniołów, można by zmienić BARDZO dużo, ale jednak ich nie mamy).I z dyskusji co? Guzik z pętelką. Tego mi brakuje w kilkunastominutowych reportażach - jakiejkolwiek głębi. Gdyby między tą zakonnicą a dziewczynką nie doszło do tego incydentu, temat by medialnie nie istniał...
Trzeba przyznać, że czasem media nadrabiają dłuższymi i sensownymi programami. Ale generalnie odnoszę wrażenie, że jedziemy po najbardziej powierzchownych problemach i emocjach, nie wchodząc w środek (bo to "specjalistyczne" i "nudne")
A druga rzecz - jak już pisałam, niepełnosprawni traktowani są różnie. Również np. tak:
przeczytaj jak ojciec "walczy" o swojego syna z zespołem Downa (klik). Kiedyś, przed przenosinami, ten wątek zawierał całą historię, począwszy od szoku ojca po porodzie, kiedy poczuł że musi na tym forum wykrzyczeć swój ból - żal mi, że ta dawna historia zniknęła po przenosinach serwera, bo była piękną opowieścią. Opowieścią, w której nie bawimy się w kryształowe bohaterstwo i "to nic takiego" ani w cierpiętnictwo. Jest po prostu ciężkie, ale w sumie pozytywne, życie z chorym dzieckiem. Chorym na coś , co pewnie nawet wśród części użytkowników tego forum może wywołać dreszcze.
Takich miejsc w Internecie jest więcej. Takich ludzi jest więcej. Ale mam wrażenie, że ich się nie popularyzuje (chyba, że jako wielkich bohaterów). Bo samoloty które dolatują nie są ciekawe (chyba, że lądują awaryjnie na rzece Hudson albo na autostradzie). Bo można zostać posądzonym o "propagandę sukcesu". A mnie trafia szlag. Bo prawda jest taka, że jednym wiedzie się względnie dobrze (dzięki temu jak byli leczeni, jakie mają rodziny, jakie środki do życia), a innym źle. I żeby być uczciwym trzeba umieć odpowiadać i o jednym i o drugim, przy czym w moim przypadku, jeśli o tych którym wiedzie się źle, to od razu z uwzględnieniem "co można TERAZ zrobić". A żeby wiedzieć co trzeba i można zrobić, trzeba też wiedzieć jak to się dzieje, że inny samolot doleciał. Poza tym - jak człowiek idzie malować drogę i zakazują mu patrzeć ile już namalował (żeby nie popadł w samozadowolenie) to w końcu siada motywacja. Żeby działanie miało sens, trzeba móc obświętować i docenić jego wynik - nawet ten najmniejszy.
Zresztą - co ja tu będę. To forum jest pięknym przykładem tego, że wiedzie się rożnie. Są historie fajne (o opiekowaniu się chorymi członkami rodziny, o tym kto wychował dzieci a kto pracuje) i niefajne (o tym komu co zabrali, co mu się pogorszyło, a kto nie może wyjść z domu albo boi się co będzie jak rodziców zabraknie, bo sam się nawet nie nakarmi). Uwzględnienie obu nurtów tej historii nazwałabym wyważeniem.